Przeczytaj notkę pod rozdziałem! :)
Rozdział X.
"Hug me.
Don't be afraid."
Budzę się i ziewam przeciągle. Siadam na
łóżku i widzę jak do sali wchodzi Justin ze śniadaniem. Jak dobrze! Podchodzi
do mnie, całuje w policzek i siada na moim łóżku.
-Jak się czujesz, wyspałaś się? -Och!
Jaki troskliwy!
~Dobrze, dziękuję. A ty jak się czujesz?
Wyspałeś się na tym ciasnym łóżku? -Prycham cichutko i biorę od niego kawę.
-O dziwo, tak! Dobrze mi się spało i
dziwię się, że nie wykopałaś mnie na ziemię.-Śmieje się i pociąga łyk kawy, z
papierowego kubeczka.
~Ej! Nawet jeśli bym chciała, nie
dałabym rady.-Wystawiam mu język i zaczynam jeść kanapkę.
-Racja, jesteś zbyt drobniutka.-Wiem,
nigdy mu nie dorównam! -Zaraz powinien być lekarz z wynikami, rozmawiałem z nim
wcześniej. -Jak na zawołanie, na salę wchodzi lekarz.
D: Och, nie chciałem przeszkadzać. Smacznego.
-Uśmiecha się przyjaźnie i zamyka za sobą drzwi.
~Ależ nie przeszkadza pan, panie
doktorze. Może poczęstuje się pan? -Uśmiecham się.
D: Bardzo dziękuję, ale już powoli nie
mieszczę się w fartuch.-Śmiejemy się i naprawdę miły z niego człowiek. A na
początku myślałam, że trafił mi się sztywniak.-Dobrze, przejdźmy może do
tematu.-Poprawia okulary na nosie i podchodzi do łóżka.-Szczerze mówiąc,
badania nie wyszły w stu procentach dobrze. Jesteś jeszcze odrobinę osłabiona,
twój organizm również. Będziesz musiała jeszcze zostać na obserwacji.-Tylko nie
to!
~Panie doktorze, ale czy to konieczne?
Równie dobrze mogłabym odpocząć w domu. Czuję się dobrze i obiecuję, że będę
dbać o siebie i odpoczywać.-Lekarz wzdycha i chyba nie wie co ma zrobić. Myśli
chwilę i w końcu mówi..
D: Jeśli tak bardzo ci na tym
zależy..Ale poczekajmy do wieczora. Pielęgniarka powinna przyjść niedługo,
zabrać cię na kolejne badania. Sprawdzę co u ciebie na wieczór, a tymczasem
odpoczywaj i staraj się nie wstawać z łóżka, to dla twojego dobra.-Nieco
poważnieje, kiwam głową na znak, iż rozumiem i wychodzi z sali. Odkładam folię z
kanapek i kubeczek na stolik obok i kładę się. Myślę, jak wygonić na jakiś czas
Justina. Chcę iść pospacerować trochę, poszłabym odwiedzić Sophie..ale wiem, że
on mi nie pozwoli.
Niedługo później biorą mnie na jakieś
badania, które trwają niecałą godzinę. Wracamy na salę, gdzie czeka szatyn.
~Justin-Zaczynam cicho i chrząkam, by
pozbyć się guli w moim gardle. ~Bo wiesz, nie mam czystych ubrań i kosmetyczki.
Mógłbyś mi przywieść? -Kurde, mam nadzieję, że się zgodzi!
Wpatruje się we mnie i widzę, że w
środku toczy walkę za i przeciw. Wzdycha ciężko i odzywa się.
-A potrzebujesz tego teraz? Nie chcę
zostawiać cię tutaj sam, Em.-Mówi cicho, aż za cicho..Dziwne.
~Justin, na korytarzu jest moja mama i
twój tata. Nie będę sama. Proszę cię, jedź, odpocznij, zjedz coś jeszcze i
dopiero wtedy przyjedź. Naprawdę nie musisz tego dla mnie robić. Jestem dużą
dziewczynką i dam sobie radę. Jestem ci ogromnie wdzięczna za troskę, ale
naprawdę dam sobie radę. -Chłopak przez chwilę wpatruje się we mnie i przeciera
twarz dłońmi.
-No dobra mała, skoro tak ci na tym
zależy. Ale jadę tylko po twoje rzeczy, wezmę prysznic i jestem z powrotem,
jasne? Masz nie wstawać z łóżka i odpoczywać. Góra dwie godziny i jestem.
Trzymaj się, niedługo wrócę.-Przytulam go lekko i szepczę do ucha
"dziękuję", na co widzę, że chłopak kręci głową na znak "o boże,
mała". Ale uśmiecha się do mnie i wychodzi.
Wreszcie zostaję sama, jak dobrze! Leżę
i upajam się błogą ciszą. Jednak nie na długo..Do sali wchodzi moja mama i
Chris. No to teraz się zacznie..
-Kochanie, jak się czujesz? Boli cię
coś? Może zawołam pielęgniarkę, by przyniosła jakieś leki przeciwbólowe? -Gada
jak opętana i chce mi się z niej śmiać.
~Mamo, uspokój się. Czuję się dobrze.
Lekarz mówił o wynikach badań i muszę jeszcze zostać na obserwacji, może na
wieczór mnie wypisze. A teraz mam odpoczywać.-Wzdycham i mam nadzieję, że
niebawem wypiszą mnie do domu. Nie chcę spędzić całych wakacji leżąc w łóżku
szpitalnym!
-No dobrze, w takim razie zostawię cię,
prześpij się i po odpoczywaj. Będziemy na korytarzu.-Uff, wreszcie spokój!- A,
jeszcze coś, widziałaś może Justina?
~Pojechał do domu, wziąść prysznic i
ubrania dla mnie. Powinien wrócić niedługo, więc możecie jechać do domu. I tak
nie ma sensu byście tutaj siedzieli, skoro będę leżeć cały dzień, a wy
spędzicie na stołkach kilka godzin. Pojedźcie do domu, w razie czego zadzwonię
do was.-Naprawdę chcę, by już jechali. Muszę odpocząć i bez sensu, by było
gdyby spędzili tutaj cały dzień.
-No dobrze, skoro tak chcesz. Gdyby coś
się działo, dzwoń od razu. Do zobaczenia skarbie, kocham cię.-Przytula się do
mnie.
~Ja ciebie też mamuś.
CH: Potrzebujesz czegoś? Może jesteś
głodna? Mów śmiało, a załatwię ci co chcesz.-Promienieje z każdą chwilą. Chris
to naprawdę świetny facet. Widzę, że mama jest z nim szczęśliwa i dla mnie jest
bardzo miły.
~Dziękuję Chris, Justin się o wszystko
postarał, nic mi nie brakuje.-Żegnamy się wymianą spojrzeń i uśmiechem i
zostaję sama.
Leżę od dobrych trzydziestu minut.
Justina jeszcze nie ma, więc mam okazję się przejść. Cichutkim, tanecznym
krokiem wychodzę z sali i idę długim korytarzem. Staję przed salą
"205". Pukam i niemal od razu słyszę ciche "proszę".
Wchodzę i widzę zwiniętą w kulkę brunetkę.
~Cześć, nie przeszkadzam? -Pytam
niepewnie i podchodzę bliżej.
-N-nie, nie przeszkadzasz -Jąka się.
-Siadaj. -Wykonuję polecenie i siadam obok dziewczyny.
~Może opowiesz mi o sobie? Wczoraj nie mieliśmy za bardzo okazji, by porozmawiać -Uśmiecham się, a
ona przytakuje głową.
-Mam na imię Sophie. Mam 17 lat. Chyba
tak jak ty, mam rację? -Kiwam twierdząco głową. -Moi rodzice nie żyją, jestem
jedynaczką. Mieszkam niedaleko. -Mówi bardzo cicho i psychologiem nie trzeba
być, by stwierdzić że Sophie jest bardzo smutna i niechętnie mówi o sobie. -No
dobrze, chyba wystarczająco o mnie wiesz, teraz twoja kolej.
~Mam na imię Emy. Jak wcześniej
wspomniałaś, mam 17 lat. Przyjechałam tutaj na wakacje z mamą, jej nowym
facetem i jego synem. Mam starszą siostrę. Mój tata nie żyje.-Kończę i podnoszę
wzrok. Sophie siedzi przygaszona, jakby nad czym ostro rozmyślała. ~Wszystko
dobrze?
-Tak, przepraszam..Często się tak
zawieszam.-Serio?! Witaj w klubie!
~Nie przejmuj się, też tak mam.-Puszczam
jej oczko, by trochę rozluźnić atmosferę.
-Jak było wczoraj z bratem? Miałaś
ochrzan? -Prycha cicho i nareszcie się uśmiecha!
~Niestety, nigdzie nie puszcza mnie
samej, jest strasznie troskliwy! Ale tak właściwie to nie jest mój brat, to syn
faceta mojej mamy.-Posyłam niepewny uśmiech i widzę, że ona odpowiadam tym
samym gestem.
-Nie przejmuj się, przejdzie mu.-Puszcza
mi oczko.
~Myślisz? -Och, byłoby świetnie!
-Ja to wiem Emy, to początki. A jak
dogadujesz się z nimi?
~Nasze stosunki mogę uznać za bardzo
dobre. Jego ojciec rówież jest bardzo miły, przyjazny.-Bardzo mnie to cieszy.
Szczerze mówiąc na początku miałam obawy co do nowego związku mojej mamy, ale
najwidoczniej niepotrzebnie!
I tak rozmawiamy prawie godzinę. Jest
bardzo miło i sympatycznie. Sophie jest przemiłą osobą, tylko na początku jest
nieco nieśmiała i by otworzyć się przed kimś, musi mu zaufać i poznać bliżej.
Cieszę się, że jestem tą osobą. Sophie nie wygląda na nastolatkę tryskającą
radością, więc cieszy mnie, iż tak szczerze mogłam z nią porozmawiać. Prawie w
ogóle się nie znamy, a tak szybko ją polubiłam. Udziela mi kilka rad, z czego
niezmiernie się cieszę! Niechętnie mówi o sobie, dlatego też nie naciskałam.
Jest godzina czternasta. Niestety, naszą pogawędkę przerywa dzwonek
przychodzącego sms-a. Otwieram skrzynkę odbiorczą i czytam.
Justin: Jestem pod szpitalem. Za 2
minuty będę. Mam nadzieję, że leżysz grzecznie w łóżku. :)
Sophie widząc moją skwaszoną minę, od
razu domyśla się o co chodzi..
-Niech zgadnę.."Brat"?
-Spytała robiąc cudzysłowie w ostatnim wyrazie.
~Niestety, zdołałam się go pozbyć
jedynie na dwie godziny. Muszę wracać, jeśli nie chcę słuchać kazania, że nie
mogę wstawać z łóżka i mam odpoczywać.-Przewracam oczami i obie zaczynamy się się
śmiać. Tuląc się na pożegananie, dyskretnie chowam karteczkę z moim numerem
telefonu do jej szafeczki i wychodzę. Biegnę na palcach do mojego pokoju i po
otwarciu drzwi oddycham z ulga! Wskakuję szybko do łóżka i dosłownie kilka
sekund później widzę Justina, wchodzącego do mojego pokoju. Ale miałam farta!
-Byłaś grzeczna? -Porusza zabawnie
brwiami i podaje mi reklamóweczkę z czystymi ubraniami i kosmetyczką.
~Oczywiście! Dziękuję za
rzeczy.-Puszczam mu oczko i wstaję z łóżka. ~Idę się przebrać.
-Ok, zaprowadzę cię.-Przewracam
teatralnie oczami i nie odzywam się słowem, bo wiem że nie zmieni zdania. W
łazience przebieram się szybciutko, nakładam na
twarz make-up, czeszę włosy i spryskuję się kwiatowym perfumem.
-Ślicznie wyglądasz, mała.-Oblizuje usta
i puszcza oczko. Tak, zdecydowanie podoba mu się! Swoim zachowaniem zdradza
wszystko!
~Dziękuję.-Uśmiecham się i wchodzimy do
sali, w której czeka lekarz. ~Och, dzień dobry panie doktorze. Co pana
sprowadza o tej godzinie? -Czyżby wyniki?? Mam nadzieję, że są dobre!
D: Dzień dobry panienko.-Śmieje się
cicho. -Mam wyniki badań. Jak się czujesz?
~Bardzo dobrze, panie doktorze. Czuję
się jak nowa. Kroplówka i proszki bardzo pomogły! -Szczerzę się jak wariatka.
D: W takim razie możesz wracać do domu.
Wyniki dobrze wyszły, więc nie ma co cię tutaj trzymać.-Och, naprawdę?! Jak
dobrze!
~Naprawdę? Ale się cieszę! Dziękuję za
wszystko, panie doktorze. I mam nadzieję, że nie do zobaczenia w tym
miejscu.-Śmiejemy się.
D: Taka moja praca, też mam nadzieję że
więcej nie będziemy musieli się tutaj spotkać. Przynajmniej nie w takich
okolicznościach.
Żegnamy się z doktorem i pakujemy moje
rzeczy. Niecałe dziesięć minut później jesteśmy gotowi i opuszczamy to miejsce.
Wychodzimy przez duże, szare (podwójne) drzwi. Staję przed szpitalem i aż mnie
zatyka. To w ogóle nie to miejsce! Jak to możliwe?! W wewnątrz szpital wydaje
się normalny, jak to szpital. Ale z zewnątrz..budynek wygląda bardzo dziwnie.
Budynek jest cały szary z zewnątrz, ściany lekko obdarte i zasypane. Wygląda
jakby stał tutaj bardzo długo! Naprawdę nie tego się spodziewałam. Potrząsam
głową, by więcej nie myśleć o tym miejscu i odwracam sie w stronę Justina.
Stoi, cały czas przyglądając mi się i stojąc przy..MOTORZE??!
~C-co ty robisz na motorze?! Nie wsiądę
na niego! Nie ma mowy! -Od razu atakuję go. Ale naprawdę boję się jeździć na
motorach i nie chcę tego robić.
-Spokojnie, nic ci się nie
stanie.-Podchodzi do mnie i łapie dłońmi za policzki. -Jesteś ze mną
bezpieczna, tak? -Wpatruje się w moje oczy i po chwili kiwam twierdząco głową.
Justin pomaga mi wsiąść na motor, zakłada kask i sam siada z przodu. -Przytul
się, a nie będziesz się bała.
Robię to, co mówi i ruszamy z piskiem
opon. Justin jedzie bardzo szybko, wystraszona mocniej zaciskam ręce, owinięte
wokół jego bioder i zamykam oczy. -Spokojnie, za niedługo będziemy.
I faktycznie, niedługo po tym jesteśmy
na miejscu. Justin parkuje na niedużym parkingu i zsiadamy z motoru. -Trzymaj
moją czapkę, nie możesz chodzić na słońcu przez jakiś czas.-Zakłada mi na głowę
swoją czapkę z daszkiem i ruszamy w kierunku plaży. Przechodzi przez tratwę i
ukazuje się nam nasz domek. Tak za nim tęskniłam!
~Czeeść, wróciliśmy.-Krzyczę, ale w
domku cisza. Rozglądam się wszędzie, ale nie ma żywej duszy. Pewnie gdzieś
pojechali. Wyciągam smartfona z torebki i piszę sms'a do mamy.
Jesteśmy już w domku. Czekamy na was.
Kocham cię.
Po chwili dostaję sms'a od mamy..
Za 15 minut będziemy. Ja ciebie też
kocham, córeczko. Do zobaczenia niebawem.
-Chcesz coś zjeść, napić się, spać??-Zasypuje
mnie pytaniami, a ja kiwam głową.
~Jestem trochę zmęczona.-Patrzę na
telefon i na wyświetlaczu jest godzina prawie siedemnasta. ~Za niedługo wrócą
rodzice. Przywitam się i i pójdę spać.
I tak też było. Przywitałam się z
rodzicielką oraz Chrisem i po prysznicu, położyłam się spać.
***
Wstaję i patrzę na zegarek, który
wskazuje godzinę jedenastą. Wow, aż tyle spałam? Idę do łazienki, biorę szybki,
poranny, orzeźwiający prysznic i przebieram się. Układam włosy oraz twarz do
porządku i wychodzę. Idę do kuchni, w której przebywają moja mama i Chris.
~Dzień Dobry.-Mówię wesoło, dzisiaj mam
wyjątkowo, dobre samopoczucie.
-Witaj skarbie.-Tulę się do mamy.
CH: Witam śpiącą królewnę, jak się
spało? -Och, jaki uprzejmy!
~Bardzo dobrze, dziękuję. Gdzie Justin? -Czyżby
mi uciekł?! Śmieję się w myślach.
CH: Rozmawia przez telefon na tarasie.-
Puszcza mi oczko i udaję się w wyznaczone miejsce.
Staję niedaleko od szatyna, lecz ten nie
widzi mnie, ponieważ stoi tyłem do mnie.
-Kurwa, stary, jestem na
wakacjach..tak?! Nie będę stąd ot tak wyjeżdżać, bo ten gość sobie tego
zażyczył! Dobra, przemyślę to. Jak to co z Cassie?! Proszę cię, nie drąż
tematu! Muszę kończyć. Na razie. -Kończy a ja udaję, że właśnie wchodzę. Jestem ciekawa o co
chodzi Justinowi mówiąc "Jak to co z Cassie?!" i "Nie będę stąd ot tak wyjeżdżać,
bo ten gość sobie tego zażyczył!". Nie chcę, by domyślił się, iż
podsłuchałam jego rozmowę, dlatego nic nie wspominam.
-Cześć mała, jak samopoczucie? -Przytula
mnie soczyście.
~Bardzo dobrze, dziękuję. A twoje? -Pytam
i już znam odpowiedź.
-Mogło być lepiej.-Wzdycha. I
zastanawiam się czy spytać go o co chodzi. A co jeśli się zezłości?
~Coś się stało? -Pytam niepewnie, gryząc
przy tym wargę.
-Nie, wszystko Ok. Pamiętasz, mieliśmy
zrobić obiad ostatnio..? Może zabawimy się w kucharzy dzisiaj? -Porusza
zabawnie brwiami i już podoba mi sie ten pomysł.
~Pewnie! -Odpowiadam bez zastanowienia.
Wyciągam z szafki moje ulubione,
cynamonowe płatki oraz mleko z lodówki. Robię sobię śniadanie i wcianam. Jest
godzina dwunasta trzydzieści. Razem z Justinem umawiamy się kto robi jakie
dania i sporządzamy listę potrzebnych składników. Sprawdzamy czy wszystko jest
i zabieramy się do roboty..
******************************
No hey hey!! Jak podoba wam się kolejny rozdział? Tym razem dodałam
szybciej niż zawsze, dlatego następny również postaram się tak dodać.
Wszystkie potrzebne informacje, kontakt itp. znajdziecie w zakładkach. Do zobaczenia!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
"Sabinkaa"