Przeczytaj notkę pod rozdziałem! :)
Rozdział VIII
"You promise?"
***Oczami Emy***
Otwieram powoli oczy i czuję, że jestem
całkowicie wyspana. Obracam głowę w prawą stronę i widzę śpiącego Justina. Jest
obrócony w moją stronę i twarz ma wtuloną w poduszkę. Śpi tak słodko, że nie
mam sumienia go budzić...Na razie. Wykopuję nogi z pod kołdry i staję na
puszysty dywanik. Idę do łazienki, przemywam twarz chłodną wodą i schodzę na
dół. W kuchni siedzi moja mama i Chris.
~Dzień dobry.- Witam się.
-Witaj kochanie.- Odpowiada moja mama i
cmoka mnie w policzek.
CH: Witaj Emy. Jak się spało?- Pyta Chris
i posyła zaraźliwy uśmiech.
Od razu przypomina mi się sen, z ubiegłej
nocy. Tak strasznie jestem wdzięczna Justinowi, że mnie wtedy obudził. Pierwszy
raz coś takiego mi się zdarzyło. Dziwi mnie również fakt, iż Chris i mama nic
nie słyszeli. Niemal od razu potrząsam głową, by zbędne myśli wyleciały z mojej
głowy i odpowiadam na wcześniej zadane mi pytanie..
~Bardzo dobrze. Łóżko jest tak wygodne!-
Achh..
Wyciągam wszystkie potrzebne składniki do
zrobienia naleśników i zabieram się za ich robienie. Po 15 minutach są gotowe.
Układam kilka naleśników na dwa talerze, polewam gorącą czekoladą i układam
banany oraz truskawki. Robię uśmiechniętą buźkę z bitej śmietany i dwie porcje
niosę do mojego pokoju. Widząc, że Justin wciąż śpi, postanawiam zrobić mu psikusa.
Biorę z łazienki miskę i lecę szybko na taras. Nachylam się i nabieram do miski
wodę z morza. Wchodzę po cichu do pokoju i staję wraz z miską obok śpiącego
Justina. Nagle zaczynam piszczeć i widzę jak Justin momentalnie przestraszony
budzi się i chce wstać, w tym czasie ja wylewam na niego wodę morską. Widzę
kompletne zdezorientowanie na jego twarzy i wybucham śmiechem.
J: Co jest, kurwa?!- Po jego reakcji znów
wybucham niepochamowanym śmiechem i patrzę na niego.
~Dzień dobry, jak się spało?- Pytam ironicznie
próbując pochamować śmiech.
J: Co ty wyprawiasz?!- Widzę, że robi się
zły, więc przestaję się śmiać. Wstaje z łóżka i zmierza w moim kierunku. Ja z
piskiem wybiegam z pokoju i biegiem puszczam się do kuchni, w której przebywają
Chris z moją mamą.
~Mamo! Ratuuuj!!- Biegnę do niej i staję
za jej krzesłem.
-Jezu, Em co się stało??- Widzę kompletne
zdezorientowanie na jej twarzy. Po chwili do kuchni wpada mokry Justin. Patrzy
na mnie wzrokiem "Nie daruję ci tego".
CH: Rany boskie! Justin, czemu ty taki mokry
jesteś?
Justin spogląda na mnie, a ja siedzę na
ziemi, obok stołu i zwijam się ze śmiechu.
J: Macie jeszcze coś do powiedzenia??-
Mówi "poważnie" i podchodzi do mnie. Wstaję powoli i dopiero teraz
zaczynam tego żałować. Justin chwyta mnie za nogi i przerzuca przez łamię.
Krzyczę i błagam, jednocześnie śmiejąc się. Widzę, że kieruje się ze mną na
taras. O nie!! Jest źle, baardzo źle! Bierze rozpęd i biegnie razem ze mną w
kierunku schodków, prowadzących wprost do morza. Ja jedynie zdążam krzyknąć:
~Nie umiem pływać!- Ale już czuję, że
jestem pod wodą. Czuję, że Justin trzyma mnie za rękę, lecz ja nic nie widzę.
Macham rękami i nogami, krztusząc się wodą. Gdy brakuje mi sił, czuję że
chłopak oplata moje biodra swoimi dłońmi i wypływamy na "ląd".
Wychodzę szybko z wody i upadam. Kaszlę, bo nałykałam się sporej ilości wody.
Łykam powietrze tak szybko, że nie zdążam nawet wypuścić poprzedniego. Justin
śmieje się i podchodzi do mnie.
~Ty idioto! Ja nie umiem pływać!
Zwariowałeś?! Mogłam się utopić!- Drę się na niego niemiłosiernie, ledwo
nabierając w płuca powietrze. Ten tylko śmieje się jeszcze bardziej, co powoli
wyprowadza mnie z równowagi.
J: Wyluzuj, Em. Cały czas cię trzymałem za
rękę!- Patrzy na mnie zaskoczony i widzę, że śmiech nadal go nie opuszcza.
~Mam wyluzować? Jesteś głupi czy tylko
udajesz?!- Aach! Ale mnie wkurzył! ~Wiesz ty co?? Zostaw mnie najlepiej w
świętym spokoju!- Krzyczę i wychodzę z tarasu, kierując się do swojego pokoju.
Wyciągam z szafki strój
kąpielowy i idę do łazienki.
Ściągam mokre ubrania i wchodzę pod prysznic. Wcieram w swoje ciało owocowy
żel, a we włosy truskawkowy szampon. Zmywam z siebie pianę i wychodzę z kabiny.
Wycieram się białym ręcznikiem i zakładam wybrane bikini. Wychodzę z łazienki,
ponieważ zapomniałam zabrać ze sobą ubrań. W pokoju przebieram
się. Zjadam wcześniej przygotowane śniadanie, a drugą porcję zanoszę do
kuchni. Wchodzę na tratwę i słyszę jak ktoś woła moje imię. To Justin.
Zatrzymuję się i odwracam. Podchodzi do mnie.
J:Nie wiedziałem, że nie umiesz pływać.
Głupio wyszło. Przepraszam- Mówi, a w jego głosie wyczuwam skruchę.
~Dlatego wcześniej pomyśl dwa razy, za i
przeciw. A puki co..wybaczam ci.- Odpowiadam i widzę, że cieszy go moja
odpowiedź. Przytula mnie lekko i już chcę odejść, lecz zatrzymuje mnie głos
mojej mamy:
-Emy, dokąd idziesz?- Nawet nie mogę
nigdzie sama wyjść..
~Przejść się.- Odpowiadam i już chcę się
odwrócić..
-To poczekaj, zbierzemy się i pójdziemy
wszyscy razem.- Posyła uśmiech, a ja wracam się z grymasem wymalowanym na twarzy.
Jeśli miałabym ochotę na ich towarzystwo, to bym ich chyba zapytała czy nie
mają ochoty się wybrać ze mną..Tak?!
Po dwudziestu minutach wychodzimy z chatki
i kilka minut później znajdujemy odpowiednie miejsce na plaży. Siedzimy
kolejno: Justin, Ja, mama, Chris. Wyciągam z torby krem przeciwsłoneczny i chcę
spytać mojej mamy czy posmaruje mi plecy, lecz widzę że jej smaruje teraz
Chris. Odwracam się więc w stronę Justina.
~Będziesz tak uprzejmy?- Wskazuję na tubkę
z kremem po czym od razu ją ode mnie zabiera.
J: Pewnie.- Mruga, a ja kładę się na
brzuch.
***Oczami Justina***
Emy kładzie się na brzuch, a ja wylewam na
jej plecy znaczną część kremu przeciwsłonecznego. Zaczynam rozsmarowywać go w
jej plecy i ramiona. Czuję jak pod moim dotykiem lekko spręża mięśnie, lecz po
chwili znów je rozluźnia. Wmasowuję krem i czuję na sobie wzrok mojego taty.
Rzucam mu jedynie ulotne spojrzenie i uśmiech, po czym skupiam się na
poprzedniej czynności. Muszę przyznać, że Em ma bardzo ładne ciało i kobiece
kształty. Oczywiście Em jest tylko moją przyjaciółką i nie zamierzam niczego
zmieniać. Tamte dwa "razy" nic nie zmieniły między nami, co bardzo
mnie cieszy. Nie chcę by Em czuła się przy mnie nieswojo, ponieważ nie ma ku
temu żadnych powodów.
CH: Justin, idziemy się chwilę pomoczyć??
Strasznie gorąco.- Pyta mój tata, a ja od razu kiwam głową na "tak".
Wchodzę do morza i czuję, że jest niesamowicie chłodne. Wchodzę głębiej i
głębiej, aż znikam pod wodą. Pływam tak już od jakiegoś czasu i wpadam na
pomysł. Wychodzę z wody i kieruję się w stronę Jessie i Em. Mój tato wciąż
pływa. Podchodzę i lekko chlapię Em, a ona od razu odskakuje ściągając okulary
słoneczne.
-Nie bój się, to tylko woda.- Śmieję się i
i podchodzę do niej.
~Tak, ale zimna.- Brr, śmieję się z niej.
-Chodź ze mną. Orzeźwisz się trochę..-
Mówię i podaję dłoń. Ona jedynie się odsuwa.
~Żebyś mnie utopił??!- Prycha.
-Będę cię trzymał, przysięgam. Nic ci się
nie stanie..- Zapewniam ją i pod chwili widzę, że wstaje. Łapie mnie za rękę i
pyta..
~Obiecujesz??
-Obiecuję.- Zapewniam ją i ruszamy
trzymając się za ręce. Założę się, że każdy który widziałby nas w takiej
sytuacji, pomyślałby że jesteśmy parą. Prycham w myślach. Przy wejściu do wody łapię jedną ręką pod
zgięciem jej kolan, a drugą przenoszę na jej plecy. Trzymając ją na rękach, wchodzimy do morza.
***Oczami Emy***
Justin trzyma mnie na rękach i wchodzimy
do morza. Idziemy i idziemy..Justin wodę ma najpierw do kostek, kolan, ud i do
pasa. Wzdrygam się lekko i mówię.
~Już starczy, dalej nie trzeba- Zapewniam,
lecz ten idzie dalej z uśmiechem na twarzy. Zatrzymuje się gdy woda sięga mu
klatki piersiowej.
~C-co ty robisz?- Pytam przestraszona,
czując że chce mnie postawić.
J: Zaufaj mi.- Mówi i stawia mnie na
piasku. Ja oczywiście nie puszczam go, tylko mocniej zaciskam dłonie na jego
ramionach. Woda sięga mi nad piersi, prawie pod szyję, a Justinowi (że jest
wyższy) do klatki piersiowej, nieco niżej niż mi. Stoimy tak w bezruchu,
patrząc sobie w oczy i nagle słyszymy głosy..
***Oczami Jessie (mamy Emy) ***
Siedzę i patrzę na Em i Justina. Uśmiecham
się, bo widzę że świetnie się razem bawią i dogadują. Owszem, czasem mam myśli,
iż może zauroczyli się sobą, ale od razu potrząsam głową. To niemożliwe, są jak
rodzeństwo i bardzo mnie to cieszy. Szczerze mówiąc od początku mojego związku
z Chrisem, obawiałam się że Emy może nie dogadać się z Justinem, a tu taka miła
niespodzianka. Razem z Chrisem postanawiamy iść po koktajle do pobliskiego baru
plażowego, dlatego wcześniej informuję o tym dzieci.
-Em! Justin! Idziemy po koktajle, za
chwilę wracamy!- Krzyczę, by usłyszeli mój głos, ponieważ są bardzo daleko od
brzegu.
~Okey!- Niemal od razu słyszę odpowiedź i
ruszamy wraz z Chrisem do kawiarenki.
***Oczami Emy***
I jak? Nie jest chyba tak źle, co?- Uśmiecha
się i onieśmiela mnie tym nieco.
~Chyba nie.- Przeplatam ręce na, a raczej
za jego szyją, a nogi owijam wokół jego bioder. Patrzymy sobie w oczy i widzę w
jego iskierki. Tak śliczne..I znowu to uczucie. Takie jak pod klubem i u
Calvina. Ale co to za uczucie?? Ukłucie w dole brzucha i przy okazji wielka
przyjemność. Czy to tak zwane "motylki" ?? O nie, nie nie nie! Nie
mogę się w nim zakochać! To nie może tak być! Wtedy, nic nie będzie jak
dawniej..Owszem, zawsze uznawałam Justina za bardzo przystojnego chłopaka, a
raczej już młodego mężczyznę i zawsze przy nim zawstydzałam się, ale to nie
może się tak skończyć...Czy to uczucie towarzyszyło mi przy ostanim pocałunku?
Czy wtedy pocałowałam go pod naciskiem tych emocji, które teraz mi towarzyszą?
Jeśli tak, myszę jak najszybciej przestać o tym myśleć i zrobić wszystko, co w
mojej mocy byśmy nigdy nie byli razem. Nie chcę tego, i jestem pewna, że on
również.
~Wychodź już.- Mówię szybko i tak też
robi.
Siadamy na kocu i rozmawiamy. Po chwili
wracają nasi rodzice, niezwykle roześmiani.
Cały dzień spędzamy na plaży. O
osiemnastej wracamy do domu, a ja kładę się spać. Jestem strasznie zmęczona.
Słońce odebrało mi resztę sił i po chwili zasypiam.
*** 3 godz. później ***
Budzę się z okropnym bólem głowy.
Przykładam prawą dłoń do czoła i powoli wstaję z łóżka. Kieruję się do kuchni
po jakieś środki przeciwbólowe. Szukam i szukam, ale nic nie znajduję. Ból
nasila się. Siadam na krześle, nie mając w ogóle siły na dojście do pokoju. W
domu panuje cisza, co mnie dziwi i jednocześnie martwi. Dzwonię do mamy..nie
odbiera. Dzwonię do Justina..nie odbiera. Siedzę na krześle i czuję jak robią
mi się mroczki przed oczami. Próbuję wstać po szklankę z wodą, jednak moje nogi
miękną i od razu ląduję na ziemi. Leżę tak kilka minut i nagle słyszę jak do
domku ktoś wchodzi. To chyba moja "rodzinka". Leżę i po chwili słyszę
jak Justin wchodzi do kuchni, lecz ja tracę przytomność.
***Oczami Justina***
Wchodzimy z tatą i mamą Em do domu i
odkładam zakupy na stole. Wchodzę do kuchni i zamieram. Widzę Em, tą małą
kruszynkę leżącą na ziemi. Podbiegam do niej szybko i klękam przed nią. Klepię
ją po policzku, by obudziła się i krzyczę do niej, ale ona ani nie drgie. Serce
podchodzi mi do gardła. Od razu wybieram numer na pogotowie i wyjaśniam
wszystko po kolei, co i jak. Oni mówią mi co mam robić i po podaniu adresu,
każą czekać kilka minut. Podnoszę ją i zanoszę na sofę. Wstaję, namaczam
ścierkę i kładę ją na czoło Em. Po chwili w pokoju zjawiają się mój tata i
Jessie. Wystraszeni podbiegają do sofy i pytają co się stało. Wyjaśniam
wszystko i słyszę odgłosy karetki. Do domu wpadają lekarze i układają Em na
noszach. I już ich nie ma.
-Jadę do szpitala.- Mówię i rzucam się
biegiem w strony wyjścia z chatki. Słyszę jeszcze tylko mojego tatę..
CH: Justin, ale przecież nie mamy tutaj
auta!- Odwracam się. -Za rogiem jest wypożyczalnia motorów.- Odpowiadam
pośpieszne.
J: Bierzemy taxówkę i za niedługo będziemy
w szpitalu, informuj nas o wszystkim.- Wybiegam i chwilę później jestem pod
wypożyczalnią motorów. Wybieram szybko, płacę i z głośnym piskiem opon,
odjeżdżam. Mknę przed siebie, nie zatrzymując się na światłach. Pytania
rozrywają mnie od środka i strasznie boję się o Em. Pod niedużym szpitalem
parkuję i wbiegam do jego wnętrza, w poszukiwaniu lekarza.
-Witam, przed chwilą przywieźli Emy Brays.
Można wiedzieć co z nią?- Pytam spokojnie, choć w środku cały się trzęsę.
-Witam. Ma teraz robione podstawowe
badania.. Jest pan kimś z rodziny?- Pyta poprawiając okulary na nosie.
-Tak, jej bratem. Będę mógł ją odwiedzić?
-Tak, tylko na chwilę, ponieważ pacjentka jest
bardzo osłabiona. Za niedługo powinny skończyć się badania. Proszę poczekać pod
salą 213, na końcu korytarza, na lewo.
Dziękuję lekarzowi i udaję się w
wyznaczone miejsce. Słyszę, że ktoś biegnie w moją stronę. Podnoszę wzrok i widzę,
że to nasi rodzice. Wcześniej rozmawiali z lekarzem i również dowiedzieli
się tyle co ja. Po piętnastu minutach przywożą Em na szpitalnym łóżku. Powalają
mi wejść na salę, jednak sam, bez rodziców. Gdy widzę ją taką słabą, bezsilną i
z ledwo otwartymi oczami, coś łamie mnie w środku. W końcu odzywam się do
niej..
********************
Witam witaam!! Przybywam z ósmym
rozdziałem! Mam nadzieję, że się podoba,
i szczerze mówiąc im dalej dochodzimy, tym
lepiej pisze mi się kolejne rozdziały.
Kolejny postaram się dodać na przełomie
środy/czwartku/piątku. Do następnego!
Ask.
Poczta- opowiadania_fanfiction@o2.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz