niedziela, 3 stycznia 2016

Przeczytaj notkę pod rozdziałem! :)

Rozdział VIII
"You promise?"


***Oczami Emy***
Otwieram powoli oczy i czuję, że jestem całkowicie wyspana. Obracam głowę w prawą stronę i widzę śpiącego Justina. Jest obrócony w moją stronę i twarz ma wtuloną w poduszkę. Śpi tak słodko, że nie mam sumienia go budzić...Na razie. Wykopuję nogi z pod kołdry i staję na puszysty dywanik. Idę do łazienki, przemywam twarz chłodną wodą i schodzę na dół. W kuchni siedzi moja mama i Chris.
~Dzień dobry.- Witam się.
-Witaj kochanie.- Odpowiada moja mama i cmoka mnie w policzek.
CH: Witaj Emy. Jak się spało?- Pyta Chris i posyła zaraźliwy uśmiech.
Od razu przypomina mi się sen, z ubiegłej nocy. Tak strasznie jestem wdzięczna Justinowi, że mnie wtedy obudził. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. Dziwi mnie również fakt, iż Chris i mama nic nie słyszeli. Niemal od razu potrząsam głową, by zbędne myśli wyleciały z mojej głowy i odpowiadam na wcześniej zadane mi pytanie..
~Bardzo dobrze. Łóżko jest tak wygodne!- Achh..
Wyciągam wszystkie potrzebne składniki do zrobienia naleśników i zabieram się za ich robienie. Po 15 minutach są gotowe. Układam kilka naleśników na dwa talerze, polewam gorącą czekoladą i układam banany oraz truskawki. Robię uśmiechniętą buźkę z bitej śmietany i dwie porcje niosę do mojego pokoju. Widząc, że Justin wciąż śpi, postanawiam zrobić mu psikusa. Biorę z łazienki miskę i lecę szybko na taras. Nachylam się i nabieram do miski wodę z morza. Wchodzę po cichu do pokoju i staję wraz z miską obok śpiącego Justina. Nagle zaczynam piszczeć i widzę jak Justin momentalnie przestraszony budzi się i chce wstać, w tym czasie ja wylewam na niego wodę morską. Widzę kompletne zdezorientowanie na jego twarzy i wybucham śmiechem.
J: Co jest, kurwa?!- Po jego reakcji znów wybucham niepochamowanym śmiechem i patrzę na niego.
~Dzień dobry, jak się spało?- Pytam ironicznie próbując pochamować śmiech.
J: Co ty wyprawiasz?!- Widzę, że robi się zły, więc przestaję się śmiać. Wstaje z łóżka i zmierza w moim kierunku. Ja z piskiem wybiegam z pokoju i biegiem puszczam się do kuchni, w której przebywają Chris z moją mamą.
~Mamo! Ratuuuj!!- Biegnę do niej i staję za jej krzesłem.
-Jezu, Em co się stało??- Widzę kompletne zdezorientowanie na jej twarzy. Po chwili do kuchni wpada mokry Justin. Patrzy na mnie wzrokiem "Nie daruję ci tego".
CH: Rany boskie! Justin, czemu ty taki mokry jesteś?
Justin spogląda na mnie, a ja siedzę na ziemi, obok stołu i zwijam się ze śmiechu.
J: Macie jeszcze coś do powiedzenia??- Mówi "poważnie" i podchodzi do mnie. Wstaję powoli i dopiero teraz zaczynam tego żałować. Justin chwyta mnie za nogi i przerzuca przez łamię. Krzyczę i błagam, jednocześnie śmiejąc się. Widzę, że kieruje się ze mną na taras. O nie!! Jest źle, baardzo źle! Bierze rozpęd i biegnie razem ze mną w kierunku schodków, prowadzących wprost do morza. Ja jedynie zdążam krzyknąć:
~Nie umiem pływać!- Ale już czuję, że jestem pod wodą. Czuję, że Justin trzyma mnie za rękę, lecz ja nic nie widzę. Macham rękami i nogami, krztusząc się wodą. Gdy brakuje mi sił, czuję że chłopak oplata moje biodra swoimi dłońmi i wypływamy na "ląd". Wychodzę szybko z wody i upadam. Kaszlę, bo nałykałam się sporej ilości wody. Łykam powietrze tak szybko, że nie zdążam nawet wypuścić poprzedniego. Justin śmieje się i podchodzi do mnie.
~Ty idioto! Ja nie umiem pływać! Zwariowałeś?! Mogłam się utopić!- Drę się na niego niemiłosiernie, ledwo nabierając w płuca powietrze. Ten tylko śmieje się jeszcze bardziej, co powoli wyprowadza mnie z równowagi.
J: Wyluzuj, Em. Cały czas cię trzymałem za rękę!- Patrzy na mnie zaskoczony i widzę, że śmiech nadal go nie opuszcza.
~Mam wyluzować? Jesteś głupi czy tylko udajesz?!- Aach! Ale mnie wkurzył! ~Wiesz ty co?? Zostaw mnie najlepiej w świętym spokoju!- Krzyczę i wychodzę z tarasu, kierując się do swojego pokoju. Wyciągam z szafki strój kąpielowy i idę do łazienki. Ściągam mokre ubrania i wchodzę pod prysznic. Wcieram w swoje ciało owocowy żel, a we włosy truskawkowy szampon. Zmywam z siebie pianę i wychodzę z kabiny. Wycieram się białym ręcznikiem i zakładam wybrane bikini. Wychodzę z łazienki, ponieważ zapomniałam zabrać ze sobą ubrań. W pokoju przebieram się. Zjadam wcześniej przygotowane śniadanie, a drugą porcję zanoszę do kuchni. Wchodzę na tratwę i słyszę jak ktoś woła moje imię. To Justin. Zatrzymuję się i odwracam. Podchodzi do mnie.
J:Nie wiedziałem, że nie umiesz pływać. Głupio wyszło. Przepraszam- Mówi, a w jego głosie wyczuwam skruchę.
~Dlatego wcześniej pomyśl dwa razy, za i przeciw. A puki co..wybaczam ci.- Odpowiadam i widzę, że cieszy go moja odpowiedź. Przytula mnie lekko i już chcę odejść, lecz zatrzymuje mnie głos mojej mamy:
-Emy, dokąd idziesz?- Nawet nie mogę nigdzie sama wyjść..
~Przejść się.- Odpowiadam i już chcę się odwrócić..
-To poczekaj, zbierzemy się i pójdziemy wszyscy razem.- Posyła uśmiech, a ja wracam się z grymasem wymalowanym na twarzy. Jeśli miałabym ochotę na ich towarzystwo, to bym ich chyba zapytała czy nie mają ochoty się wybrać ze mną..Tak?!
Po dwudziestu minutach wychodzimy z chatki i kilka minut później znajdujemy odpowiednie miejsce na plaży. Siedzimy kolejno: Justin, Ja, mama, Chris. Wyciągam z torby krem przeciwsłoneczny i chcę spytać mojej mamy czy posmaruje mi plecy, lecz widzę że jej smaruje teraz Chris. Odwracam się więc w stronę Justina.
~Będziesz tak uprzejmy?- Wskazuję na tubkę z kremem po czym od razu ją ode mnie zabiera.
J: Pewnie.- Mruga, a ja kładę się na brzuch.

***Oczami Justina***
Emy kładzie się na brzuch, a ja wylewam na jej plecy znaczną część kremu przeciwsłonecznego. Zaczynam rozsmarowywać go w jej plecy i ramiona. Czuję jak pod moim dotykiem lekko spręża mięśnie, lecz po chwili znów je rozluźnia. Wmasowuję krem i czuję na sobie wzrok mojego taty. Rzucam mu jedynie ulotne spojrzenie i uśmiech, po czym skupiam się na poprzedniej czynności. Muszę przyznać, że Em ma bardzo ładne ciało i kobiece kształty. Oczywiście Em jest tylko moją przyjaciółką i nie zamierzam niczego zmieniać. Tamte dwa "razy" nic nie zmieniły między nami, co bardzo mnie cieszy. Nie chcę by Em czuła się przy mnie nieswojo, ponieważ nie ma ku temu żadnych powodów.
CH: Justin, idziemy się chwilę pomoczyć?? Strasznie gorąco.- Pyta mój tata, a ja od razu kiwam głową na "tak". Wchodzę do morza i czuję, że jest niesamowicie chłodne. Wchodzę głębiej i głębiej, aż znikam pod wodą. Pływam tak już od jakiegoś czasu i wpadam na pomysł. Wychodzę z wody i kieruję się w stronę Jessie i Em. Mój tato wciąż pływa. Podchodzę i lekko chlapię Em, a ona od razu odskakuje ściągając okulary słoneczne.
-Nie bój się, to tylko woda.- Śmieję się i i podchodzę do niej.
~Tak, ale zimna.- Brr, śmieję się z niej.
-Chodź ze mną. Orzeźwisz się trochę..- Mówię i podaję dłoń. Ona jedynie się odsuwa.
~Żebyś mnie utopił??!- Prycha.
-Będę cię trzymał, przysięgam. Nic ci się nie stanie..- Zapewniam ją i pod chwili widzę, że wstaje. Łapie mnie za rękę i pyta..
~Obiecujesz??
-Obiecuję.- Zapewniam ją i ruszamy trzymając się za ręce. Założę się, że każdy który widziałby nas w takiej sytuacji, pomyślałby że jesteśmy parą. Prycham w myślach. Przy wejściu do wody łapię jedną ręką pod zgięciem jej kolan, a drugą przenoszę na jej plecy. Trzymając ją na rękach, wchodzimy do morza.

***Oczami Emy***
Justin trzyma mnie na rękach i wchodzimy do morza. Idziemy i idziemy..Justin wodę ma najpierw do kostek, kolan, ud i do pasa. Wzdrygam się lekko i mówię.
~Już starczy, dalej nie trzeba- Zapewniam, lecz ten idzie dalej z uśmiechem na twarzy. Zatrzymuje się gdy woda sięga mu klatki piersiowej.
~C-co ty robisz?- Pytam przestraszona, czując że chce mnie postawić.
J: Zaufaj mi.- Mówi i stawia mnie na piasku. Ja oczywiście nie puszczam go, tylko mocniej zaciskam dłonie na jego ramionach. Woda sięga mi nad piersi, prawie pod szyję, a Justinowi (że jest wyższy) do klatki piersiowej, nieco niżej niż mi. Stoimy tak w bezruchu, patrząc sobie w oczy i nagle słyszymy głosy..

***Oczami Jessie (mamy Emy) ***
Siedzę i patrzę na Em i Justina. Uśmiecham się, bo widzę że świetnie się razem bawią i dogadują. Owszem, czasem mam myśli, iż może zauroczyli się sobą, ale od razu potrząsam głową. To niemożliwe, są jak rodzeństwo i bardzo mnie to cieszy. Szczerze mówiąc od początku mojego związku z Chrisem, obawiałam się że Emy może nie dogadać się z Justinem, a tu taka miła niespodzianka. Razem z Chrisem postanawiamy iść po koktajle do pobliskiego baru plażowego, dlatego wcześniej informuję o tym dzieci.
-Em! Justin! Idziemy po koktajle, za chwilę wracamy!- Krzyczę, by usłyszeli mój głos, ponieważ są bardzo daleko od brzegu.
~Okey!- Niemal od razu słyszę odpowiedź i ruszamy wraz z Chrisem do kawiarenki.

***Oczami Emy***
I jak? Nie jest chyba tak źle, co?- Uśmiecha się i onieśmiela mnie tym nieco.
~Chyba nie.- Przeplatam ręce na, a raczej za jego szyją, a nogi owijam wokół jego bioder. Patrzymy sobie w oczy i widzę w jego iskierki. Tak śliczne..I znowu to uczucie. Takie jak pod klubem i u Calvina. Ale co to za uczucie?? Ukłucie w dole brzucha i przy okazji wielka przyjemność. Czy to tak zwane "motylki" ?? O nie, nie nie nie! Nie mogę się w nim zakochać! To nie może tak być! Wtedy, nic nie będzie jak dawniej..Owszem, zawsze uznawałam Justina za bardzo przystojnego chłopaka, a raczej już młodego mężczyznę i zawsze przy nim zawstydzałam się, ale to nie może się tak skończyć...Czy to uczucie towarzyszyło mi przy ostanim pocałunku? Czy wtedy pocałowałam go pod naciskiem tych emocji, które teraz mi towarzyszą? Jeśli tak, myszę jak najszybciej przestać o tym myśleć i zrobić wszystko, co w mojej mocy byśmy nigdy nie byli razem. Nie chcę tego, i jestem pewna, że on również.
~Wychodź już.- Mówię szybko i tak też robi.
Siadamy na kocu i rozmawiamy. Po chwili wracają nasi rodzice, niezwykle roześmiani. 
Cały dzień spędzamy na plaży. O osiemnastej wracamy do domu, a ja kładę się spać. Jestem strasznie zmęczona. Słońce odebrało mi resztę sił i po chwili zasypiam. 

*** 3 godz. później ***
Budzę się z okropnym bólem głowy. Przykładam prawą dłoń do czoła i powoli wstaję z łóżka. Kieruję się do kuchni po jakieś środki przeciwbólowe. Szukam i szukam, ale nic nie znajduję. Ból nasila się. Siadam na krześle, nie mając w ogóle siły na dojście do pokoju. W domu panuje cisza, co mnie dziwi i jednocześnie martwi. Dzwonię do mamy..nie odbiera. Dzwonię do Justina..nie odbiera. Siedzę na krześle i czuję jak robią mi się mroczki przed oczami. Próbuję wstać po szklankę z wodą, jednak moje nogi miękną i od razu ląduję na ziemi. Leżę tak kilka minut i nagle słyszę jak do domku ktoś wchodzi. To chyba moja "rodzinka". Leżę i po chwili słyszę jak Justin wchodzi do kuchni, lecz ja tracę przytomność.

***Oczami Justina***
Wchodzimy z tatą i mamą Em do domu i odkładam zakupy na stole. Wchodzę do kuchni i zamieram. Widzę Em, tą małą kruszynkę leżącą na ziemi. Podbiegam do niej szybko i klękam przed nią. Klepię ją po policzku, by obudziła się i krzyczę do niej, ale ona ani nie drgie. Serce podchodzi mi do gardła. Od razu wybieram numer na pogotowie i wyjaśniam wszystko po kolei, co i jak. Oni mówią mi co mam robić i po podaniu adresu, każą czekać kilka minut. Podnoszę ją i zanoszę na sofę. Wstaję, namaczam ścierkę i kładę ją na czoło Em. Po chwili w pokoju zjawiają się mój tata i Jessie. Wystraszeni podbiegają do sofy i pytają co się stało. Wyjaśniam wszystko i słyszę odgłosy karetki. Do domu wpadają lekarze i układają Em na noszach. I już ich nie ma. 
-Jadę do szpitala.- Mówię i rzucam się biegiem w strony wyjścia z chatki. Słyszę jeszcze tylko mojego tatę..
CH: Justin, ale przecież nie mamy tutaj auta!- Odwracam się. -Za rogiem jest wypożyczalnia motorów.- Odpowiadam pośpieszne. 
J: Bierzemy taxówkę i za niedługo będziemy w szpitalu, informuj nas o wszystkim.- Wybiegam i chwilę później jestem pod wypożyczalnią motorów. Wybieram szybko, płacę i z głośnym piskiem opon, odjeżdżam. Mknę przed siebie, nie zatrzymując się na światłach. Pytania rozrywają mnie od środka i strasznie boję się o Em. Pod niedużym szpitalem parkuję i wbiegam do jego wnętrza, w poszukiwaniu lekarza. 
-Witam, przed chwilą przywieźli Emy Brays. Można wiedzieć co z nią?- Pytam spokojnie, choć w środku cały się trzęsę. 
-Witam. Ma teraz robione podstawowe badania.. Jest pan kimś z rodziny?- Pyta poprawiając okulary na nosie.
-Tak, jej bratem. Będę mógł ją odwiedzić?
-Tak, tylko na chwilę, ponieważ pacjentka jest bardzo osłabiona. Za niedługo powinny skończyć się badania. Proszę poczekać pod salą 213, na końcu korytarza, na lewo.
Dziękuję lekarzowi i udaję się w wyznaczone miejsce. Słyszę, że ktoś biegnie w moją stronę. Podnoszę wzrok i widzę, że to nasi rodzice. Wcześniej rozmawiali z  lekarzem i również dowiedzieli się tyle co ja. Po piętnastu minutach przywożą Em na szpitalnym łóżku. Powalają mi wejść na salę, jednak sam, bez rodziców. Gdy widzę ją taką słabą, bezsilną i z ledwo otwartymi oczami, coś łamie mnie w środku. W końcu odzywam się do niej..

********************
Witam witaam!! Przybywam z ósmym rozdziałem! Mam nadzieję, że się podoba,
i szczerze mówiąc im dalej dochodzimy, tym lepiej pisze mi się kolejne rozdziały.
Kolejny postaram się dodać na przełomie środy/czwartku/piątku. Do następnego!
Ask.
Poczta- opowiadania_fanfiction@o2.pl







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz